24 listopada 2012

anielska harmonia w kameralnym miejscu

  Jeszcze raz ktoś mi powie, że praca w sklepie monopolowym nie rozwija to go wyśmieję.Tak, tak - pracuję w małym sklepiku w centrum miasta i sukcesywnie rozpijam ludzi. A w "wolnych" chwilach wyciągam stos kartek, pierdolylion ołówków i rysuję, bazgrzę, przelewam swoje nie do końca normalne wizje. Nie wspominam tu juz o licznych dysputach nawiązanych pod pretekstem "sporów nad kreską" (jak ja to nazywam). Rzecz nie w tym. Przyszło mi na myśl by stworzyć zgrabną karteluszkę na drzwi "Zaraz Wracam". Może to z nudów a może  z zamysłu losu przyozdobiłam ją w aż nadmierną ilość zakrętasów i być może nieco odstaje od wystroju całego sklepu. Koniec końców jednak zawisła na drzwiach. Jednak na tym nie koniec mojej zawiłej opowieści. Nie pisałabym w końcu o jakimś tam napisie...
  Przyszedł taki dzień, że stoję sobie w sklepie, szczebiocząc w najlepsze z moja koleżanką. Przychodzi klient. Radiowym głosem prosi o L&M mentolowe, podaje mu je, biorę należność. Mężczyzna wychodzi. Nic nadzwyczajnego (pomijając fakt, że wpadł mi w oko), takich sytuacji co dzień mam z kilkadziesiąt. A tu nagle drzwi otwierają się ponownie i ponownie widzę w nich tą samą twarz. Facet wrócił by zapytać o autora napisu na drzwiach, czyli owego "Zaraz Wracam". Przyznaję się bez bicia, że ja nim jestem, na co otrzymuję zlecenie. I tu dopiero zaczyna się cała historia.
  Kto mieszka lub często bywał w Białymstoku z pewnością kojarzy Kino Pokój, które onegdaj znajdowało się na ul. Lipowej. Kino upadło, na jego miejscu powstało mnóstwo sklepików, ostatecznie ulokowało się tu chińskie centrum. Ale nie traćcie wiary! Drepczemy do "Sali Kameralnej", do której było oddzielne wejście. Przechodzimy przez drzwi z tajemniczym szyldem "Camera Cafe", wspinamy się po schodach na piętro, przemykamy przez szkołę muzyczną i jesteśmy na miejscu. Ale cóż to. Znów tajemniczy szyld na szklanych drzwiach, przez które widzę z resztą drzwi do Sali Kameralnej. No nic, wchodzę wg instrukcji a tu, w miejscu, gdzie była mała kasa biletowa, kawiarnia. Najprawdziwsza kawiarnia, z ekspresem, barem  i sympatycznym baristą. Wszystko urządzone ze smakiem, bez żadnego przesłodzenia. Elegancja i styl - te słowa cisną mi się od razu na usta gdy patrzę na polakierowany, mieniący się parkiet (oryginalny z reszta, któremu dano nowe życie przywracając dawny blask), starannie dobrane meble i kolory. Z racji, że to kawiarnia albo, że właściciel miał taki kaprys, wszędzie panuje barwa 'Kawy' i 'Kawy z mlekiem' przełamana złotem. Jest idealnie. Proporcje są idealne. Zasiadasz przy barze i nie chce Ci się ruszyć, tylko sączyć powoli kawę przy papierosie, prowadzić długą rozmowę z baristą (i właścicielem w jednej osobie), przy dźwiękach rocka, dobiegających z sali kinowej. Nie przyszłam tutaj jednak pić kawy! Szybkie dogadanie projektu, rozstawienie oświetlenia, rozmieszanie farb i zaczynam swój projekt. Miał być sam napis, ale skończyło się na aniele grającym na skrzypkach. Z kinem może i ma niewiele wspólnego, dla mnie jest po prostu ładną kompozycją, dla właściciela jest magiczny. Niech więc pozostanie magiczny. Tak samo jak miejsce, gdzie się uplasował, i za które trzymam bardzo mocno kciuki.


***
Zapraszam tutaj: 

***

Brak komentarzy: